Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Toaletka

Dziś pokażę Wam moje ostatnie dzieło, nad którym pracowałam, pracowałam i zakończenia nie było widać. Akurat w tym wypadku przedłużający się czas pracy nad meblami, nie był do końca zależny ode mnie. 





Do odnowienia miałam stolik (biurko) i krzesło. Cały komplet zachowany w stylistyce ludwikowskiej.  Przyznam szczerze, że gdy zobaczyłam te meble, to zastanawiałam się co tu jest do zrobienia. Zwykle mam do czynienia z meblami naprawdę starymi, których stan  pozostawia wiele do życzenia.
W tym wypadku meble wyglądały całkiem przyzwoicie.  W mojej ocenie nawet bardzo dobrze.

  
 Na krześle  były drobne odpryski farby. 





Przy stoliku natomiast, głównym problemem były narożniki,  powyszczerbiane kanty i zarysowania w blacie.



Krzesełko miałam pomalować, a obicie zmienić na czarne. Wybrałam materiał z delikatnym nabłyszczeniem. Całość wykończyłam taśmą ozdobną.




 Stolik miał być tylko odnowiony. Chwilę później narodziła się koncepcja, by  ze stolika zrobić toaletkę.  Tu miał mi pomóc stolarz, ale niestety nie podjął się tego. Naprawdę nie wiem co mnie tknęło, żeby samej się tym zająć. Nie mam stolarskiej wiedzy, ani sprzętów potrzebnych do wykonywania takich prac. Przyznam się, że to chyba moja ambicja wzięła górę. 
Zaczęłam od kupienia używanej ramy,  w którą później wstawiono lustro. Rama była wielka i trzeba było ją zmniejszyć. Aby lustro trzymało się czegoś, do kompletu powstały dwie podpórki.



Z wycinaniem tych boków i ich montażem przyszedł mi z pomocą mój tatuncio. Złota rączka jakich mało. On to dopiero potrafi cuda zrobić. Pewnie życia mi braknie, by nauczyć się od niego tego wszystkiego.



Później już szpachlowanie, docieranie i malowanie całości. Ponieważ w pierwotnej wersji meble były w połysku, to i teraz połysk chciałam zachować. Wybrałam emalię olejno ftalową do drewna i metalu Śnieżki. Farba ładnie kryje, ale niestety, bardzo bardzo długo schnie. Zwykle brakuje mi cierpliwości i zanim doschnie do końca, to gdzieś coś rozmarzę. Później poprawki, których nie znoszę. 


Większość staroci jaka trafia na mój warsztat, jest malowana za pomocą pędzla. W tym wypadku nie było o tym mowy. Musiało być bez smug, które widać po pędzlu. Do ręki chwyciłam pistolet, do magazynku wlałam jedwabistej, białej mazi, nabiłam ciśnienie w sprężarce i po chwili zaczęłam działać.


Później całość schła, schła i schła i jak się okazało w transporcie, jeszcze nie wyschła. Na szczęście udało się wszystko uratować i obyło się bez  ponownego szlifowania i malowania. 

Myślę, że efekt końcowy wyszedł całkiem przyzwoity. 



Toaletka będzie miała jeszcze czarne uchwyty przy szufladach.






Z góry dziękuję pani Mai  za wyrozumiałość i cierpliwość. 

W kolejce czeka już kolejna toaletka, a właściwie to pozostałość po niej. Będzie sporo do odtworzenia i przerobienia. Czy podołam? Tego nie wiem, ale zapewne pokaże Wam efekt mojej pracy. 


Pozdrawiam serdecznie 

wtorek, 22 sierpnia 2017

Kufer

Wreszcie nadarzyła się okazja, by móc popracować nad mebelkiem, jaki mi się marzył do odnowienia. Kufer nie jest moją własnością, więc stylizowałam go pod upodobania właścicielki. Od razu ustaliłyśmy, że ma być w tonacjach biało niebieskich. Jak zwykle zdjęcia końcowe robię na szybko przed samym odbiorem. Jakoś nie mogę zebrać się z tym wcześniej. 



Zanim nabrał takiego wyglądu, musiał dostać trochę w kość ode mnie. W oryginale kuferek był ciemny. 


Miał zdobienie, na którym na szczęście nie zależało właścicielce. 


 Mówię na szczęście, bo gdyby ten wzór miał zostać, to nie wiedziałabym jak mam się za to wszystko zabrać. Takie ozdobniki powstają bowiem, przez nałożenie na siebie dwóch różnych kolorów. Pierwszym pokrywa się całość mebla. Następnie maluje się mebel drugim kolorem, ale w taki sposób żeby nie zakrywać całości. Wierzchnia warstwa jest tak nakładana aby tworzyła wzór. 

Stan techniczny kufra oceniłam na dobry. Nie miał połamanych elementów i rażących uszczerbków. Trochę dziur po kornikach i  dużo zadrapań.




  Największym problemem było wieko kufra. Pomiędzy deskami pojawiły się dość widoczne szczeliny. 



Po opaleniu farby i zeszlifowaniu wszystkiego, wyszła na jaw duża liczba dziur po kornikach. Nie były wcześniej widoczne pod warstwą ciemnej farby. 


Musiałam wkroczyć do akcji z preparatem, na wszelkiego rodzaju żyjątka drewnolubne. 


Żeby dostać się w szczeliny, używałam strzykawki z igłą. Później pędzlowałam całość.


Na koniec kornikowej walki, wszystko szczelnie zestreczowałam i pozostawiłam na dużym słońcu. Tak naprawdę, to na porządnym upale.


Po tych zabiegach, przyszła kolej na klejenie i szpachlowanie ubytków. 


Ponieważ nogi kufra i czołowa deska w podłodze, były mocno skorodowane, postanowiłam je wymienić. Najpierw zrobiłam tekturowy szablon, a później za pomocą wyrzynarki docięłam nowe nóżki. 

 
Z deską pojechałam już do stolarza. Niestety nie mam odpowiednich sprzętów, aby takie rzeczy zrobić .
Jak wszystko miałam już wyszlifowane, przyszła kolej na klejenie całości.



Ostatni etap jest zawsze najbardziej satysfakcjonujący. Malowanie i zdobienie sprawia mi najwięcej frajdy. Wymyśliłam, że wykorzystam szablon z wzorem mandala. Oparty jest na kole i przypomina haftowaną serwetkę.

 Zabawa wyglądała tak.


 Musiałam zrobić sześć takich wzorów. Troszkę z tym schodzi, bo trzeba stemplować szablon prawie suchym pędzlem. W przeciwnym razie, farba podcieka pod spód i zamazują się poszczególne elementy wzoru.






Dwie poprzeczne dziury, które były na wieku, postanowiłam zamaskować, aby nie dostawał się tam kurz. Wykorzystałam plastikowe listwy, które później zamalowałam.



Od spodu, listwy wzmacniające okleiłam taśmą ozdobną, odpowiednią do ludowej stylizacji. 
 

Uroku dodają okucia, w które wyposażyłam kufer. 







Po skończonej pracy, planowałam sobie sesję zdjęciową kuferka na zielonej trawce. Jak zwykle, albo pogoda nie sprzyja, albo nie mam na to czasu. W tym wypadku niestety było jedno i drugie. 


Pozdrawiam serdecznie i do następnego.

piątek, 11 sierpnia 2017

Witrynka kupiona z litości

Praca, praca i jeszcze raz praca. Ostatnimi czasy mam bardzo dużo ciekawych mebelków do odnowienia, przerobienia i wystylizowania, więc nie mam bardzo czasu na pisanie nowych postów. Traf chciał, że troszkę zajeździłam moją szlifierkę i muszę chwilkę wstrzymać się z grubszymi pracami. Ponieważ większość nowych projektów jest jeszcze nie skończona, to dziś chcę pokazać witrynkę, którą kupiłam dawno temu. 


Nie była mi do niczego potrzebna i tak naprawdę nie miałam na nią miejsca. Stała bidulka w stodole dobrych kilka lat i nikt nie chciał się nią zainteresować. Oglądałam ją z każdej strony po kilkadziesiąt razy, i za każdym razem, była w coraz gorszym stanie. W końcu powiedziałam dość,  zlitowałam się nad nią. 
Niby nic specjalnego, a jednak stwierdziłam, że może być z tego całkiem przyzwoity mebelek. Chyba to zdobienie na froncie tak mnie urzekło. Górna część była mocno poobijana, a półek nie było.


Postanowiłam, że przywrócę jej blask, by mogła gościć na salonach, ale ... z góry była przeznaczona na sprzedaż. 



Nogi niestety były mocno zniszczone przez korniki, wilgoć i mechaniczne wyszczerbienia, dlatego dorobiłam nowe. Po naprawieniu wszystkich ubytków i niedoskonałości,  zanurzyłam całość w tonacjach szaro białych. Do tego nowe szklane półeczki, zawiasy, zamek i gotowe. 







I tak stała sobie dość długo na moim korytarzu i czekała na nowego właściciela. 


Nikt jednak nie zauroczył się nią tak bardzo jak ja i została w moim posiadaniu. Musiałam ją gdzieś przenieść z korytarza i wymyśliłam. Póki co wykorzystuję tylko dolną cześć. Górna, czeka na lepsze czasy w mojej pracowni. Witrynka przekształciła się w szafkę pod telewizor i faktycznie gości na salonach. 


Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.