Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 września 2017

Prababciny kredens

Ten projekt równie dobrze mogłam nazwać opalanie jakich mało. Z kredensu, który do mnie trafił  zdzierałam trzy warstwy emalii, ale myślę, że warto było.


Zacznijmy jednak od początku. 
Kredensik dostałam od wujka. Wcześniej należał do mojej prababci. Mądry wujek nie chciał wyrzucać porządnego drewnianego mebelka, ale tym samym, mebel ten nie był mu do niczego potrzebny. Wtedy pojawiła się myśl, żeby mi go podarować. Oczywiście nikt w rodzinie nie miał nic przeciwko, bo chyba tylko ja potrafię się rozczulić nad takim prezentem. 



 To górna część, czyli nadstawka.



Kredens przechodził kilka metamorfoz. Oryginalnie był biały, później kremowy, a na koniec niebieski. Ten ostatni kolor przyznam, że nawet mi się podobał. Chcąc jednak doprowadzić mebelek do przyzwoitego wyglądu, musiałam wszystko zrywać.
To akurat nie była praca lekka, miła i przyjemna. 
Najbardziej i tak namęczyłam się z wyciągnięciem metalowego, zardzewiałego chlebaka, który był montowany w dolnej części kredensu.



 
  Kolejne warstwy zdzieranej emalii.



Po opalaniu przyszła kolej na szlifowanie.



Całe szczęście nie musiałam walczyć z kornikami i jakimiś mechanicznymi uszkodzeniami. Konstrukcyjnie mebelek zachował się rewelacyjnie. 


Malowanie i składanie całości to już sama przyjemność. Powymieniałam wszystkie zawiasy, dodałam magnesy, aby drzwiczki zamykały się jak należy, a nie na gwoździa. Jeszcze szyldy i kluczyki. Niby to detale, ale bardzo istotnie wpływają na efekt końcowy. 



Na etapie opalania trochę się pośpieszyłam i nie wyciągnęłam szybek z górnej części. Pod wpływem temperatury po chwili popękały. W efekcie końcowym, zamiast szyby wstawiłam siatkę hodowlaną. Ostatnio jest bardzo modna w meblach typu vintage.



Co prawda jest to mebel do mojej pracowni, ale i tak chciałam nadać mu trochę blasku. Początkowo zrobiłam tylko dolną część i długo długo stała samotnie. 



 W końcu znalazłam troszkę czasu i skończyłam już całość. 



Gdybym odnawiałam ten kredens dzisiaj, to pewnie zostawiłabym więcej elementów drewnianych. Na teraz musi zostać tak jak jest.



Misja zakończona, kolejna pamiątka rodzinna zachowana. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz