Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 13 listopada 2017

Pan Żelazek, czyli historia poparzonego pacjenta

Pan Żelazek to piękny stolik kawowy, któremu niestety, ktoś wypalił  dziurę w politurze.  
Od razu mówię, że żaden ze mnie renowator, ale podjęłam się ratowania poparzonego pacjenta.


Pracę zaczęłam od ściągnięcia starej politury. Tym razem użyłam gotowych zmywaczy. Testowałam różne, ale najlepiej sprawdził się 3V3. Do tego małe, sprytne narzędzie zwane cykliną.



Po niej przyszła kolej na szlifowanie.



Ten człowieczek w gumowej masce, to nikt inny jak ja. Już teraz zmądrzałam i zaczęłam dbać o drogi oddechowe. Maska, w którą zaopatrzyłam się całkiem niedawno, sprawdza się rewelacyjnie.  

Co do stołu, to tak jak przypuszczałam, plama została. Przypalono włókna drewna, przez całą grubość forniru.



Następny etap to położenie politury szelakowej. Dużo wiadomości  o samym politurowanie możecie przeczytać tutaj
Ja w skrócie powiem tyle, że trzeba położyć kilkadziesiąt cieniutkich warstw, jednak efekt końcowy jest nieporównywalny do lakieru czy wosku. Politura wydobywa piękno forniru, podkreśla usłojenie drewna i daje niesamowicie gładkie wykończenie z wysokim połyskiem. 

Do jej przygotowania potrzebny jest szelak i rozpuszczalnik do szelaku, czyli alkohol 99% .

 

Dodam jeszcze, że to naprawdę nie jest takie proste, jakby się wydawało. Wszystko wykonuje się ręcznie, za pomocą tamponów nasączonych szelakiem. 



A to już efekt końcowy. 


Właścicielka wiedziała, że stolik będzie miał plamę, a mimo to chciała go odnowić. Bardzo cenię sobie takich ludzi, dla których nie liczą się mankamenty, tylko historia danego mebla. Dziękuję pani Ninie, za takie podejście. 


Plamę po żelazku można traktować jak znamię, które nadaje oryginalności i niepowtarzalności. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz